"Minecraft: Film" - recenzja nastolatka

 Minecraft to najlepiej sprzedająca się gra komputerowa w historii, popularna wśród dzieci i nastolatków oraz jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku gier. Już z góry można było się domyślić, że film na jej podstawie będzie cieszyć się popularnością. I tak właśni się stało. W pierwszy weekend wyświetlania filmu w  polskich kinach „Minecraft: Film” zobaczyło ponad 978 tys. widzów. Zarobił on 816 milionów dolarów na całym świecie przy budżecie 150 milionów dolarów, stając się drugim najbardziej dochodowym filmem 2025 roku i drugim najbardziej dochodowym filmem na podstawie gry wideo wszech czasów. Lecz, czy ta produkcja jest warta obejrzenia, oraz czy jest dobrym filmem?

Film zaczyna się od przedstawienia Stevea (Jack Black). Marzył o tym, aby zostać górnikiem. Idzie więc on do kopalni, gdzie wykopuje dwa tajemnicze klejnoty, które ze sobą łączy, a one poprowadziły go do portalu. Po przejściu przez portal zjawił się w Nadziemiu, czyli w krainie stworzonej z sześcianów. Steve eksploruje świat oraz buduje niesamowite struktury. Oswoił również wilka, którego nazwał Dennis. Wszystko było wspaniałe, dopóki Steve razem ze swoim kompanem odkryli portal prowadzący do piekło-podobnej krainy zwanej Nether opanowaną przez pigliny. Zostaje on uwięziony przez Małgosię, królową piglinów. Co jest zaskakujące, że to imię występowało również w angielskiej wersji filmu, a nawet bohaterowie zwracali się do niej „Gosia”. Królowa chce odebrać Steve'owi klejnot, ale ten daje go Dennisowi, który ucieka przez portale do realnego świata oraz chowa go w domu Steve'a. Jakiś czas później młody chłopak Henry razem ze swoją siostrą Natalie przeprowadzają się do nowego miasteczka. Tam Henry poznaje Garetta mistrza gier na automatach, który posiada magiczny klejnot. Henry dzięki niemu udaje się do portalu gdzie on, Garett, Natalie oraz sprzedawczyni nieruchomości Dawn przenoszą się do Nadziemia. Tam podczas nocy klejnot ulega zniszczeniu uniemożliwiając powrót do domu. Na pomoc bohaterom przychodzi Steve i razem próbują ukraść kolejny klejnot i wrócić do realnego świata.


Największym problemem filmu był scenariusz, który za bardzo skupił się na postaciach Garetta i Steve'a. Tak naprawdę prawie cała akcja toczyła się wokół nich, a za to postać Dawn była w tym filmie całkowicie zbędna. Nie wnosiła ona do filmu kompletnie nic. Kolejnym problemem były piosenki śpiewane przez bohaterów, jeśli można je w ogóle nazwać piosenkami. Były po prostu okropne, ale produkcja była robiona pod młodsze osoby (film, jak i gra jest przeznaczona dla osób powyżej 7 roku życia). Mimo tego utwory stały się wiralem w serwisach takich jak YouTube albo TikTok. 

Dużą zaletą "Minecraft:Film" jest warstwa wizualna, która jest bardzo dobra. Świat, w którym rozgrywa się akcja tak na prawdę nie był zwykłym greenscreenem, lecz prawdziwą naturą. Na planie filmu byli wynajęci ogrodnicy, którzy dbali o sześcienne kawałki ziemi. Efekty specjalne również są dobre. Ze sceny po napisach można dowiedzieć, że studio nie zamierza poprzestać na jednej części i planują kontynuację. 


W produkcji można było uchwycić wiele easter eggów, które zrozumieją tylko najwierniejsi gracze. Jednym z nich było upamiętnienie zmarłego YouTubera Technoblade'a, który był jednym z najpopularniejszych twórcą kontentu opartego na tej grze. W pewnym momencie filmu, a dokładnie gdy bohaterowie znajdują się w wiosce można ujrzeć świnię z koroną na głowie. Odnosi się to do postaci, której ów streamer używał podczas nagrywania. Jest to na pewno genialny gest ze strony studia, które upamiętniło tą legendę Minecraftowego internetu.

Podsumowując - film nie jest wybitną produkcją, ale przyjemnie się go oglądało i z wielką chęcią obejrzałbym kontynuację, jeśli taka w ogóle powstanie, choć po sukcecie komercyjnym "Minecraft: Film" to niemal pewne.



Prześlij komentarz

Copyright © Rodzinny BZIK. Designed by OddThemes